poniedziałek, 25 maja 2015

#6 żółtko

Nareszcie zrobiłam coś, o czym myślałam od dawna. Jest jeszcze kilka takich pomysłów, mam nadzieję, że zrealizuje je w następne NdW.


Dzisiaj motywem przewodnim jest żółtko, a zatem i proteiny. Na co dzień stosuję raczej olejową pielęgnację, dawno moje włosy nie zaznały odmiany. Więc proszę!
Zanim nałożyłam maseczkę z żółtka, włosy przygotowałam w ten sposób:

  • olej z żurawiny na ok. godzinę,
  • maska Alterra z granatem na 30 minut (od dawna leżała w kącie, do nawilżenia się nada),
  • peeling cukrowy.
Maskę z żółtkiem przygotowałam następująco:
  • żółtko zmieszałam z dwiema łyżeczkami maski FARCON, Palm Mask.
    O tej masce mogę napisać tyle, że ma w składzie oprócz oleju palmowego proteiny pszenicy czy kolagen. Z tego powodu ją kupiłam, wcześniej nie używałam tych składników w pielęgnacji. Jak się okazało maska jest przeciętna, ma ostry chemiczny zapach, który baaardzo długo utrzymuje się na włosach (nie cierpię go!) oraz ciekawą piankową-musową konsystencję - jest idealna do maski z żółtka, jeśli ktoś boi się lejącej konsystencji, bądź zapachu jajka!


  • dodałam też skrobi ziemniaczanej, soku z aloesu oraz d-pantenolu.
    Zaczęła wyglądać jak budyń waniliowy :)


Mieszankę nałożyłam na lekko podmyte po peelingu włosy na 40 minut. Podczas zmywania poczułam, że włosy są wyraźnie sztywniejsze.
  • włosy umyłam delikatnym szamponem Hipp,
  • nałożyłam na chwilę odżywkę Syoss (tę co zwykle), ponieważ włosy splątały się dość mocno - widać wpływ protein.
  • w końce olej z nasion brokułu + Isana, Oil Care + jedwab Biovax
    Po takim zabiegu mogłam całkiem gładko rozczesać włosy. Poczekałam, aż wyschną same, zawinęłam i podpięłam - poszłam spać.

Efekt jest taki, że włosy są mniej miękkie, aczkolwiek nadal są ;) Mam wrażenie, że po proteinach mocniej się puszą, ale może są po prostu bardziej puszyste. Na pewno nie odnotowałam przeciążenia, co czasem mi się zdarza. To co chciałam uzyskać to mniejsze strąkowanie, ale ponieważ kolor wygląda słabo, zazwyczaj zwijam włosy na noc i uzyskuję rano efekt pokręconego kucyka, który lubię. Nie mogę więc stwierdzić czy podziałało. Jednak wizualnie wyglądają chyba lepiej...przynajmniej ja tak to widzę na zdjęciach :)

Dzięki takiej fryzurze kucyk wygląda na
gęstszy - po prostu lepiej.
Rozpuszczone po parogodzinnym kucyku :)

Włosy rozpuszczone po nocy zalatują mocno sztucznością i okropną regularnością skrętu, dlatego lubię je związywać. Za to po czasie wyglądają niczego sobie :D
Pozdrawiam! :) :)

poniedziałek, 18 maja 2015

#5 olej z żurawiny?

Hej!
Dzisiaj znowu skromnie. W ogóle jestem fanką minimalizmu i w dni poświęcone włosom głównie nakładam maskę, olej lub przetrzymuję coś znacznie dłużej :D Wielkie mi rzeczy!

Tej niedzieli postawiłam na olej, zamówiony z ciekawości - z żurawiny. Postanowiłam od tego dnia wrócić do regularnego olejowania. To rzecz, która nigdy nie powaliła mnie na kolana, nie dawała u mnie widocznych rezultatów, mimo stosowania przed każdym myciem, w różnych wariantach, miesiącami. Dlatego od pewnie już roku nie olejuję włosów prawie w ogóle (nie licząc oleju na końce)! Doszłam jednak do wniosku, że przez ten czas moje włosy zmieniły się dość znacząco. Mniej wykończonych balejażem partii, odrosty są zdrowsze, bo używam farb nie rozjaśniających zbyt mocno. Pora więc dać jeszcze jedną szansę olejowaniu.

  • olej z żurawiny na ok. 1,5 godziny,
  • Garnier, Ultra Doux, Awocado i masło carite na olej, na chwilę,
  • mycie szamponem Hipp x2,
  • odżywka Syoss, Color Seal Balsam + skrobia ziemniaczana na 30 min,
  • olej z nasion brokułu + Isana, Oil Care na końce,
  • jedwab Biovax na końce -
to moja wczorajsza pielęgnacja.
Nuda, ale to i tak więcej niż zwykle. Codzienne mycie ograniczam do szamponu i odżywki oraz zabezpieczania końców.
Włosy są jak zwykle miękkie, dość śliskie, nie puszą się zbyt mocno. Jednorazowe olejowanie nie dało oczywiście zauważalnych efektów. Odżywka Syoss i maska Isany sprawiają, że wyglądają lepiej niż zwykle, dlatego stały się moją pomocą przy każdym myciu.


Kolor przekłamany.
Prawie miesiąc po farbowaniu. Włoski rosną dość leniwie :( Myślę o drożdżowym koktajlu. Myślę też o wspomaganiu się szamponem koloryzującym - obecnie nie mogę pozwolić sobie na rozpuszczone włosy (a przecież piękna pogoda zachęca!). Kolor nie wygląda ciekawie. Być może zdecyduje się na fryzjerskie farbowania w czerwcu.
To na tyle :) Pozdrawiam gorąco!

niedziela, 10 maja 2015

#4 Nawilżanie; suszarka = siano


Dzisiaj NdW w niedzielę :) Nie rozpisując się, przejdę od razu do rzeczy. Dzisiaj pielęgnacja wyglądała tak:

  • Garnier, Ultra Doux + Isana, Oil Care z dodatkiem D-pantenolu oraz soku z aloesu - jako maska przed myciem - na ok. 30 minut.
    Dawno nie nawilżałam porządnie włosów. Taka mieszanka to świetny na to sposób.
  • Peeling cukrowy (z Babydream).
    Moja skóra domagała się porządnego oczyszczenia, gdyż tydzień temu ją zaniedbałam. Niestety przetłuszcza się szybko.
  • Mycie delikatnym szamponem Hipp, który po peelingu nareszcie świetnie się pienił;
  • Syoss, Color Seal Balsam - na 30 minut w nadziei, że keratyna, którą posiada jest w stanie zadziałać;
  • olej z nasion brokułów + Isana, Oil Care oraz jedwab Biovax - na końce w celu ujarzmienia i ochrony.
Poczekałam aż włosy przeschną, a następnie wysuszyłam je suszarką. Wiedziałam, że popsuje to cały efekt, ale spieszyłam się. Efekt oczywiście koszmarny:
Co za puch!
Zawsze zastanawiam się jak dobrze nawilżone, gładkie i śliskie włosy mogą wyglądać jak suche siano?! Trudno, nadawały się tylko do związania. W WARKOCZ! Jestem świetnym przykładem, że nie każdemu suszarka służy :)

Co do koloru - na końcówkach śladu farby już nie ma! Aby pozostały rude musiałabym nakładać na nie jaśniejszą farbę, tworząc efekt ombre. Ostatecznie oznacza to, że musiałabym nakładać na włosy trzy rożne mieszanki. Odpada. Poczekam jeszcze miesiąc, dwa. Być może tylko pigmentacja pomoże.




Pozdrawiam! ;)

poniedziałek, 4 maja 2015

Farbowanie -By Fama + olejowanie

W poprzednim tygodniu nie miałam kompletnie czasu na NdW. Chciałam zamieścić w niej efekty malowania farbą By Fama. Szybciutko opiszę to w dzisiejszym poście.

Włosy zdecydowałam się pofarbować sama. Nigdy więcej się na to nie zdecyduję :D. Przygotowane miałam dwa odcienie: 7.43 i 7.45, które zmieszałam w proporcjach 6:1. Widać, że tej o odcieniu czerwonym dodałam bardzo mało, domyślałam się, że czerwień może wybić mocno i jak się okaże miałam rację...Odcień ten miał jedynie zniwelować resztki zielonych refleksów - nie lubuję w tego typu żywych kolorach.
Oto efekty:
Tuż po, włosy jeszcze mokre.
Następnego dnia, wyprostowane.
Niemal czerwona rudość.

Spora obecność czerwieni w nowym kolorze mimo wszystko zdołała mnie zaskoczyć. Całe szczęście nie czułam się źle w tym odcieniu, wprost przeciwnie. Jednak nie gustuję w nienaturalnych kolorkach.

Po tygodniu kolor dość mocno się wypłukał. Oczywiście końce oddały kolor błyskawicznie mimo ostatniego przyciemniania. Prawdopodobnie są zbyt porowate. Możliwe, że wybiorę się w przyszłości do fryzjera w celu pigmentacji. Kolor odrostów po wypłukaniu znacznie bardziej mi odpowiada i choć nie jest to naturalny rudy, w którym się kocham, to wyglądam w nim korzystnie :)

Obecnie przebywam u rodziców, prócz olejku nie wzięłam ze sobą nic do włosów.
Wczorajszy rytuał:

  • olejek z nasion brokułu - na włosy od ucha w dół, na ok. 2 godziny,
  • Kallos Latte - na olejek, na ok. 30 minut,
  • mycie włosów szamponem Garnier Color Resist x2
  • odżywka Syoss, Color Seal Balsam
  • ponownie ten sam olejek na końce
Włosy stały się niesamowicie śliskie, prawdopodobnie za sprawą Syoss, którą odkryłam dzięki mojej mamie. Skład mocno silikonowy, a także proteinowy, a więc nie ma wątpliwości, że poprawia wygląd włosów natychmiastowo. Do tego olejowanie i dawno niestosowany Kallos. Jest dobrze :)


Korzystając z pięknego słońca zdjęcia robione na zewnątrz. :)
Spieszę się bardzo, zatem kończę. Pozdrawiam!




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...