Kolejny hennowy gloss z Kallosem Cherry

Witam po dłuższej przerwie! ;)

Bardzo trudno jest mi zmotywować się do pisania postów, prowadzę właściwie dość niezróżnicowaną pielęgnację i czasem po prostu nie widzę sensu na rozpisywanie się o niej. Nie chcę kupować niepotrzebnie nowych produktów, więc chyba powinnam znowu sięgnąć do kuchni po składniki pielęgnacyjne. Tak chyba zrobię następnym razem :)

Dzisiaj więc krótko i na temat. Kolejne odświeżenie koloru i testowanie mojego nowego nabytku Kallosa Cherry (Banana dobił dna).

• Na suche, nieumyte włosy naniosłam mojego glossa/hennowe serum olejowe, które wykonałam z Kallosa Cherry, oleju lnianego, wody, henny oraz odrobiny octu jabłkowego. Glossa trzymałam na włosach ok. 2 godziny. Po tym czasie dokładnie go spłukałam.
• Wykonałam peeling cukrowy z szamponem (którego potem użyłam do mycia) oraz żelem aloesowym Equilibra.
• Skórę głowy  umyłam szamponem Petal Fresh aloe & citrus. Włosów na długości prawie nie tknęłam.
• Na końcówki nałożyłam serum Elseve.

Mimo peelingu i dokładnego mycia skóry głowy jak zwykle nie udało mi się pozbyć resztek henny ze skalpu. Było ich jednak naprawdę niewiele. Efekt następnego dnia wyglądał tak:

Przepraszam, że jakość jest słaba, niestety w pochmurny dzień właśnie tak to wygląda... :/

Kolor się ożywił , włosy były dociążone, miękkie i odżywione :) Zawsze sobie chwalę działanie henny, myślę, że tu nic nie może się zmienić. Następnym razem spróbuję zrobić mocniej koloryzującego glossa. Nie chcę typowo farbować włosów henną, bo wiem, że uzyskam zbyt mocną rudość.

Cały czas myślę o delikatnym przyciemnieniu włosów, by w ciemniejszym chyba mi bardziej do twarzy, ale nie wiem czy się odważę :)

Pozdrawiam!! ;)